Październik, połowa października prawie, niedziela, pada.
W moim rodzinnym domu za dzieciaka w niedzielę był niedzielny obiad: na pierwsze danie rosół, na drugie mięso z rosołu. Rosół gotował tata, gotował go długo, na malutkim ogniu, bo on miał w naszej rodzinie najwięcej cierpliwości i był to zacny rosół. Natomiast mięso z rosołu, to była zawsze wołowina i, no cóż ja mogę powiedzieć, była to wołowina gotowana. Zapewne lepsza niż dzisiejsza gotowana wołowina, bo dzisiaj wszystko jest gorsze niż kiedyś i wołowina też nie jest wyjątkiem. Z musztardą była.
Do rosołu co tydzień był Koncert Życzeń. Żułam tę wołowinę wraz z życzeniami zdrowia i wszelkiej pomyślności od kogoś dla kogoś przy akompaniamencie Andrzeja Rybińskiego (Nie liczę godzin i lat, to życie mija nie ja...), Krystyny Prońko, Andrzeja Zauchy, Haliny Frąckowiak, Zdzisławy Sośnickiej i całej plejady niegdysiejszych gwiazd. Taka to była niedziela.
Dziś, jeszcze przed obiadem, internet, reklama szynki: "Każdy plaster to podróż w głąb smaku". Poezja XXI wieku mnie dopadła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz