wtorek, 10 grudnia 2013

Szarlotka

Oryginalnie Szarusia. Dla niektórych Charlotta de Futro. Kot Numer Dwa. Wzięta z Koterii, może uratowana, kochana...






Futrzak nieprawdopodobnie miziaty. Aż trudno uwierzyć, że niczyj. Mieszka z nami od dwóch tygodni. Totalnie różna od Kota Numer Jeden i taka kocio-niekocia - niby gania piłeczki i drapie meble, ale łazi przy nodze jak pies. Bardzo trudno zrobić jej zdjęcie, bo kiedy się ją woła, żeby się odwróciła, ona od razu przybiega - wszystkie zdjęcia poruszone ;). To wymarzony kot dla psiarzy. Wiedziałabym jak ją reklamować, gdybym była domem tymczasowym, ale nie jestem - Szarlotka zostaje!
Bałam się okropnie drugiego kota, spodziewałam się kłopotów, ale na razie jest ok. Dokacanie przebiegło bez rozlewu krwi. Okazuje się, że mieszkam w pałacu i dwa koty mogą w nim swobodnie koegzystować nie wchodząc sobie w paradę. Ciekawe kiedy Kot Numer Jeden znudzi się mieszkaniem na piętrze...Pewnie na wiosnę :)

Buziaki!

UPDATE: 30.12.2013 Kot Numer Jeden zszedł na parter i odwiedził salon ;)

środa, 17 lipca 2013

Śmierdziołek

Wakacje, remont, inne przeciwności losu  - blog ma jeden z niższych priorytetów, niestety. Zdaje się nie mam co liczyć na przerobienie go na dochodowy interes ;)
Żeby dać jakikolwiek znak życia, wrzucam zdjęcie śmierdziołka, o którym pisałam w komentarzach do tego posta Lulu. Jeśli mnie pamięć nie myli (etykietka zaginęła w akcji) kupiłam ją jako hoję fraterna, ale to raczej nie ona. Jakieś propozycje? Niestety nie mam zdjęć kwiatów w pełnym rozkwicie...





Hoja kwitnie j.w. wydzielając wieczorową porą aromat zgniłych bananów. Smacznego :)

czwartek, 27 czerwca 2013

I I follow...

I takie są właśnie skutki posyłania dziecka na angielski w przedszkolu. Bacho chodzi, coś tam do domu przynosi. Raz jest to: "Mamo, a wiesz, jak jest po angielsku brzuszek? Belly!", innym razem "Łu słe chłej to" (w tłumaczeniu na ludzki język: Who's afraid of, [big bad wolf oczywiście...]), a jeszcze innym "I I follow, I follow you".
I to ostatnie było wałkowane przez Bacho na tyle często ostatnimi czasy, że postanowiłam w końcu sprawdzić w internecie, co to za piosenka. I wsiąkłam na amen. Coś mi mówi, że będę podążać jeszcze przez jakiś czas... Zapewne do czasu, kiedy przyczepi się do mnie następny kawałek, i oby to nie był to "Człowieczy los" w wykonaniu Joanny Moro, o co zwracam się z gorącą prośbą do zaprzyjaźnionego działu z pokoju obok ;) DZIĘKUJĘ!!!
A dla Państwa "I follow rivers" skowerowane przez zespół Triggerfinger i to aż razy cztery. To znaczy wrzucam cztery wersje, bo mi się tak podoba, że muszę, a cover Triggerfingera idzie już pewnie w setki wykonań. Oryginał Lykke Li też jest niczego sobie, ale Triggerfinger to dla mnie dzisiejsze absolutne  objawienie muzyczne i basta!

Wersja I - Akustyczna, czyściutka i śliczna, można się rozpływać



Wersja II - Też akustyczna, ale koniecznie do obejrzenia! Nie można przegapić stroju frontmana (uwaga na buty!), solówki perkusisty (bynajmniej nie na perkusji...) i przeuroczych dzieciaków (kiedy moje dziecko będzie miało tyle lat?!)


Wersja III - Nasza krajowa. Fatalna wizja, fatalna fonia, ale jaka publiczność! Wzruszyłam się :)



Wersja IV - Monochromatyczna, bo ładnie wygląda :)



Do wyboru, do koloru. Do słuchania i.. I I follow, I follow you! :)))

P.S. Zwróćcie uwagę na instrumentarium perkusisty w pierwszym, drugim i czwartym klipie... To nie są te same, eee, instrumenty!

P.S. 2 W wersji z "deep shit baby", to też, o dziwo, ma sens. Czy to nie urocze? ;)

czwartek, 13 czerwca 2013

Słonie mu się w pas kłaniają

małpy na gitarach grają,
a żyrafa fa-fa-fa-fa,
taka wielka jest jak szafa.

Słowem - zakończenie roku szkolnego w przedszkolu. Inscenizacja pt. "Dżungla".
Bacho wystąpił w roli krokodyla, co "paszczę wielką ma jak smok i zimny wzrok". Paszcza? Zimny wzrok? Mój aniołeczek!?
Tygrys Adaś był od początku dziwnie markotny, okazało się, że strój go cisnął. Lew Kamil się zagapił i trzeba go było wypchnąć na środek, żeby wygłosił swoją kwestię. Kolejną rolę życia odegrała Ola, w zeszłym roku Biedronka ("Do Biedronki przyszedł żuk"). Tym razem, jako jedna z Murzyneczek z afrykańskiej wioski w czarnej peruce afro, która zjeżdżała jej z głowy, zapytywała dramatycznie: "Gdzie się podziały moja daktyle? Może je zjadły DWA krokodyle?" Niestety krokodyl był tylko jeden. Maciek, krokodyl numer 2, poległ złożony zapaleniem oskrzeli....
Oprócz wcześniej wymienionych oraz papug, małp, żyraf i pantery, pojawił się także wielbłąd Zuzia, co "ma garbatą mamę i garbatego tatę". Przez moment chciałam się obrazić, kiedy Dziecko ćwiczyło tekst w domu... ;) Pięknie wił się po podłodze Bartek, jako...

- Bacho, a jakie jeszcze będą w przedstawieniu zwierzęta?
- Bartek będzie wąsem.
- Czym? Wąsem? A co to jest? Jakieś zwierzę?
- No, tak! Wąs. Ssssssssss.
-A, wężem! Bartek będzie wężem!

Wszystkie dzieciaki dały z siebie wszystko. Tańce, śpiewy, recytacje, przygrywanie na przeszkadzajkach i Pani Małgosia w roli suflera. Było super!

sobota, 20 kwietnia 2013

Mr. Krabs takes a vacation

Właśnie siedzimy z Bacho przed telewizorem i oglądamy "Sponge Boba".Z niewiadomego powodu nagrała nam się wersja w jakimś obcym języku. Od dobrego kwadransa zastanawiam się, jaki to język, bez większego powodzenia. Obstawiam rumuński.
Bacho na pytanie "A nie przeszkadza Ci, że to nie jest po polsku?" odpowiada "Nie, nie seskadza!" Mnie przeszkadza, z trudem wytrzymałam dwa odcinki...
Zdarzyło się już, że Bacho, posadzone w moim miejscu pracy w słuchawkach przed komputerem z trzecią częścią "Gwiezdnych Wojen" w wersji oryginalnej, rozdarło się w pewnym momencie, że nic nie słychać, ale rumuński????!!!
Konkluzję mam jedną - słowa, dla czterolatka znaczą bardzo, bardzo mało.... :)


czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty Czwartek

Postarałam się. Zagniotłam (przepis stąd), zlałam wałkiem, rozwałkowałam na bibułkę, pokroiłam, przewinęłam, usmażyłam. Wyszły dwie wielkie tace, chociaż robiłam z połowy porcji. Aha, dodałam ekstra czwarte żółtko i śmietanę, bo mi się ciasto nie chciało zagnieść. Wyszły świetne!*


I co? I jajco. Moje życie jest tak samo do dupy jak wczoraj.

* Faworki powstały z myślą o składkowym Tłustym Czwartku u Babci Kry.

wtorek, 5 lutego 2013

By się...

...chciało, być może, coś częściej skrobać, ale okoliczności nie sprzyjają. Pogoda - jak to w zimie, roboty huk i na blogowania braknie zasobów. A szkoda!
Często myślę o tym blogu i o jego stałych czytelnikach (osoby wyszukujące w Google'u hasło "moskwicz na pedały" albo "King Kong" pomijam). Chciałabym pisać częściej.
Mam znajomego, który jest wielkim entuzjastą postępu, szczególnie technologicznego, i pomna wielu dyskusji, które przeprowadzamy na ten temat, myślałam sobie ostatnio o tym, jak technologia mogłaby mi pomóc. I wiecie co? To bardzo proste! Mianowicie:
Najczęściej myślę o postach do blogu w drodze powrotnej z pracy. Spędzam codziennie na dojazdach 3 godziny, z czego godzinę z dzieckiem, a dwie pozostałe w metrze i autobusie. W drodze do pracy czytam, ale już wracając, po dniu pracy i z głową pełną różnorakich treści, mogłabym coś z siebie wyrzucić do internetu. Trochę krępuję się wyciągać w metrze laptoka. Trochę wiocha! To może coś dyskretniejszego? Tablet? Smartfon? Ździebko lepiej, ale widziałam kiedyś jak wypasiony telefon komórkowy opuścił pojazd komunikacji miejskiej bez właścicielki, która co prawda usiłowała go gonić, ale bez większego skutku. Dyktafon i oprogramowanie do rozpoznawania mowy? Trochę lepiej, ale tak gadać do rękawa albo klapy w płaszczu? Jeszcze by ktoś pogotowie zawezwał...
Tak sobie myślałam, myślałam i wyszło mi, że pozostaje mi tylko czekać na czasy, kiedy inżynierowie wynajdą sposób na zapisywanie drukiem ludzkich myśli. To proszę się streszczać!!!

To pisałam ręcznie ja, Miałkotek, wymyślając na poczekaniu :)