czwartek, 28 lipca 2011

Kosmiczny

Sami powiedzcie, czy nie jest kosmiczny?


Nie jestem przesądna, lubię we własnych oczach uchodzić za osobę rozsądną i twardo stąpającą po ziemi, ale gdzieś tam w głębi serca wierzę, że jeśli się stoi nad garnkiem, to woda się wolniej gotuje, a kwiatek, jak go postraszyć, że trafi na śmietnik, daje z siebie wszystko ;)
Kosmita wyżej to ceropegia "Hamlet". Ostatnio ją zaniedbałam, nie miałam do niej serca i kiedy zaczęła źle wyglądać byłam gotowa się z nią rozstać, oczywiście uprzednio pobrawszy szczepki. A ona co? Obsypała się  kwieciem. Oprócz kwiatu ze zdjęcia ma jeszcze wiele pąków.

A tak zareagowała hoja "Minibelle" na rzucony od niechcenia pomysł obcięcia jej półmetrowego, łysego wącha...


Tak się zastanawiam, co by tu wziąć na celownik w następnej kolejności?

***

Milowymi krokami zbliża się koniec wakacji. Od poniedziałku Bachorek wraca do żłobka, ja odetchnę w pracy, a za tydzień - morze, nasze morze - wakacje nad Bałtykiem. Bardzo proszę o zamawianie dobrej pogody :))) Nie musi świecić słońce, nawet wolałabym, żeby nie świeciło, bo nienawidzę leżeć plackiem na piachu, ale błagam NIECH NIE LEJE JUŻ WIĘCEJ! Od wielu lat nie było takich pięknych, soczystoziolonych trawników, ale może już starczy?...

A Państwo już po? Jak się udały wyjazdy? Czy preferujecie wakacje w domowych pieleszach?

Buziaki!
M.

czwartek, 14 lipca 2011

Gdzie jestem, kiedy mnie nie ma?

Pojawiły się w sieci głosy... no dobrze, był to jeden głos: życzliwa koleżanka zauważyła, że blog mi pajęczyną zarasta. Niestety nie sposób zaprzeczyć. Zarasta.Nie mam melodii ostatnio do uzewnętrzania się na miałkotku. Ale z drugiej strony, miałkotek jest też dobrowolnym zobowiązaniem wobec stałych gości i należy się Wam, Kochani, jakiś apdejcik.
Otóż: nic złego się u nas nie dzieje. Dzieje się dobrze, ale powoli i stres mnie żre. Co się dzieje, zeznam, jak się do końca zadzieje i oby to było szybko. Amen.
Jak pisałam w poprzednim poście, moje Dziecię ukochane zakończyło edukację w żłobku. Skończył się rok szkolny i zaczęły wakacje. Dramat. Ostatnie wakacje to miałam chyba po maturze. Potem zaczęłam pracować i urlopy według kodeksu pracy były raczej symboliczne. Bywało, że latami zbierałam sobie długie tygodnie niewykorzystanych urlopów, bo nie było kiedy ich brać. A teraz mam miesiąc wolnego i szczęśliwa nie jestem. I bądź tu, człowieku, mądry!
Bachorek zbiesił się totalnie i teraz chce wszystko odwrotnie. Ja proponuję ogródek, on chce do domu, ja do domu, on chce do samochodu, ja "Śniegusie", on "Halo, tu Hania!". Są momenty, kiedy rozglądam się za poduszką. Wrrr! I do tego, jak na złość, z niczego dostał dzisiaj temperatury. A myślałam, że chociaż latem odpocznę od chorowania :(. Chyba zadam mu bioaronu C, bo nie dość, że mu odporność siada, to jeszcze je jak wróbelek i waży tyle, co kurczak. A bioaron ponoć i na apetyt pomaga. I nie czarujmy się, pyszny jest niesłychanie :))).
Na deser proponuję tym razem danie jednogarnkowe...

Gdyby kto pytał, to tak właśnie ukorzeniają się niektóre moje nabytki: sphagnum, folia spożywcza, górny poziom parowaru Tefala...

Smacznego! I dobrej, dobrej nocy. A Tym, co na urlopach wyjechani, życzę przepięknej pogody. Pa pa!