(kliknij aby powiększyć)
Oczyma wyobraźni zobaczyłam Bachorka w przebraniu. Taaak. Od razu wiedziałam, jak chcę go przebrać. Ustalmy jedno, Dziecię ma dwa lata i miesiąc i nasza komunikacja werbalna obecnie wygląda tak, że ja wypowiadam jakieś słowa oczekując potwierdzenia lub zaprzeczenia lub zadaję pytania z kafeterią odpowiedzi TAK/NIE, ewentualnie takie, w którym spodziewana odpowiedź należy do znanego mi aktualnego słownika mojego Dziecka, niekoniecznie słownego. Na przykład: "Chcesz nocnik? (TAK/NIE)" lub "Boli cię coś? Pokaż gdzie cię boli." Dzisiaj zaskoczenie, do machania nóżką doszło wyjaśnienie - "Bucik!". Zmierzam do tego, że na obecnym etapie nie jestem w stanie dowiedzieć się od Dziecka, za kogo chciałby się przebrać. Postanowiłam więc zdecydować za niego. Wymyśliłam strój, wymyśliłam realizację, kupiłam materiały, umówiłam sąsiadkę, która miała pomóc mi szyć - moja maszyna czeka na konserwację - wzięłam dzień wolnego i co? I zadzwonili ze żłobka, żeby natychmiast zabierać dziecko, bo ma gorączkę. Jutro zamiast na swój pierwszy bal pójdzie po raz 11 w tym sezonie do lekarza. Czy jestem zła? Nie. Nie jego to wina, nie moja (przynajmniej chcę tak myśleć), niczyja. Podobno tak już z dziećmi jest. Jestem rozczarowana, bo po raz pierwszy byłam tak pozytywnie podekscytowana jakimś fragmentem życia mojego Synka. Chciałam coś dla niego zrobić i pech przeszkodził. Ciocie twierdzą, że bale jeszcze będą. Zapewne mój pomysł przebrania też doczeka realizacji. Trzeba to po prostu łyknąć i iść dalej.
* * *
No to lecimy! Kiedy zaczynałam pisać ten blog (tutaj), nie wiedziałam, jaki będzie. Dziś, szukając linku do pierwszego wpisu ze zdziwieniem skonstatowałam, że było to w maju zeszłego roku. O, rany! Minęło akurat 9 miesięcy i chyba doszło do rozwiązania. Urodził się blog taki, jaki chciałabym, żeby był - blog o moim życiu ze szczególnym uwzględnieniem tego, co jest dla mnie aktualnie ważne. Obawiam się, że prawdopodobnie będzie to Mój Syn :). No co ja poradzę, że obecnie on jest moim największym hobby ;)? Ale nie bójcie się! Zdaję sobie sprawę z istnienia świata dookoła. Wiele rzeczy mnie wzrusza, porusza, bawi lub bulwersuje, i jeśli tylko emocje te będą wystarczająco silne, bym czuła potrzebę by się nimi z Wami podzielić, to to właśnie będę robiła na tym blogu. Nie planuję pisania pamiętnika w internecie, zapis na blogu w żadnym razie nie będzie pełnym odzwierciedleniem tego, co się dzieje w moim życiu. Chcę też zachować prywatność swoją i, zwłaszcza, Bachorka, dlatego nie będę publikować naszych wizerunków, ani danych personalnych. Niech te pozostaną naszą słodką tajemnicą :)))
Mam nadzieję, że taki blog nadal będzie blogiem, który będzie chciała obserwować grupa dotychczasowych obserwatorów. Chcę Wam podziękować za to, że jesteście, że czytacie, że komentujecie, że jesteście dla mnie inspiracją. Zu - dzięki Twojemu przykładowi powstał ten blog, Aniu - jeden z ostatnich wpisów na Twoim blogu rozpoczął u mnie blogową akcję porodową ;), Bożeno, Edyto, Maszko, Paulo - zawsze z ciekawością czytam Wasze komentarze i Wasze blogi. U Bożeny w "Szmacianej kuchni" - wybacz autorskie tłumaczenie ;) - piszczę na widok arcydzieł malowanych igłą i maszyną. Edytka zamiast mnie hoduje hoje, które uwielbiam. Dzięki temu odwiedzając jej "las deszczowy" mam moje ukochane kwiatki na wyciągnięcie gałki ocznej - szybko, łatwo, tanio ;). Maszka, Matka-Rzeźbiarka, pozwala mi na swoim blogu otrzeć się o wyższe sfery artystyczne (spokojnie, mam na myśli Nataszę Urbańską...) i poznać bardziej przyziemne aspekty życia artysty (i pomyśleć, że mam tę szansę dzięki niedźwiedzim łapom dla WWF...). Blog Pauli to moje okienko na świat - takie (a to ci dziwo!) dwustronne - do wyglądania poza granice Polski i do zaglądania, jak mieszkają (czyt.: "live") inni. Innym obserwatorom i czytelnikom dziękuję za to, że tu dotarli i zostali choć przez chwilę. Zapraszam do częstszego komentowania i pozostania z Miałkotkiem, jeśli go polubicie :)
Dzięki, że jesteście!