poniedziałek, 13 września 2010

A nie mówiłam...

...zapewne powiedziałaby babcia Bachorka, gdyby nie była damą. Ale jest, i nie powie tego głośno, a już na pewno nie do mnie. A dlaczego miałaby powiedzieć? Otóż moję dziecię rozpoczęło w ostatnią środę adaptację do żłobka. Przez trzy dni spędzał tam 1,5-2 godziny bliżej lub dalej mamy. Z sukcesem, moim zdaniem. Zapoznawał się z otoczeniem, zabawkami, ciociami, dziećmi i co najważniejsze - żłobkowymi procedurami.
Czy Bachorkowi żłobek się podoba, trudno powiedzieć. On sam jeszcze nie mówi, więc na informację z pierwszej ręki nie można liczyć. Nie wyglądał na niezadowolonego. Dedukuję więc, że nie jest źle. Mnie żłobek podobał się bardzo. Pierwszego dnia łaziłam za nim krok w krok zachęcając do brania zabawek, włączania się w zabawy, podchodzenia do Cioć. Lekka konsternacja nastąpiła w momencie, kiedy dzieci zasiadły do drugiego śniadania. Bachorek po chwili wahania zdecydował się sięgnąć łapką po kawałek jabłka, ale Mama zamarła na widok filiżanek, z których piły kompot wszystkie dzieci. A my nie umiemy pić z kubeczka :(. Ale obciach! Starałam się jakoś mu pomóc i udało się oblać tylko trochę. Namówiłam go też do zabawy w tunelu z materiału, która bardzo podobała się innym dzieciom. Początkowo tylko patrzył, ale po jakimś czasie zdecydował się spróbować i nawet kilka razy powtórzył. Mieliśmy być godzinę, ale wyszliśmy po półtorej, wykorzystując moment, kiedy dzieci szły do łazienki na nocniki.
Drugiego dnia starałam się trzymać jak najdalej od dziecka i jednocześnie być cały czas na widoku. W pewnym momencie Bachorek poszedł za samochodzikami do drugiego pokoju i zorientował się, że Mamy nie ma dopiero po jakimś czasie. Pobeczał się, ale Ciocia go przyprowadziła do Mamy i łzy obeschły. Tym razem Bachorek zobaczył, jak dzieci siedzą na nocnikach i zasiadł do obiadu. Ja czekałam na korytarzu. Bek, odprowadzenie do Mamy i do domu.
Trzeciego dnia trochę się pokręciłam z nim, a potem zmyłam na korytarz na dłuższy czas. Bek, oglądanie obrazków na rękach u Cioci, wyniesienie do Mamy i... Dziecko się obraziło i nie chciało do Mamy. Po chwili jednak się namyślił, że jednak Mama to Mama i można się przytulić. Tak zakończył się pierwszy, nieco skrócony tydzień w żłobku. W domu Bachorek przeszedł przyspieszony kurs picia z kubeczka, więc teraz tylko trochę się oblewa i wie, jak przystawić buzię. Pełen sukces nastąpi w momencie, kiedy Dziecko zajarzy, że jak się kubkiem majta, to zawartość się wylewa. Kurs domowy na razie został zawieszony, bo w ferworze ćwiczeń kubek z małpkami się stłukł. Podjęliśmy też pierwsze próby siadania na nocnik. Siada. Do tej pory raczej do niego wchodził nogami, albo zakładał go sobie na głowę.
Można powiedzieć, że pierwszy tydzień żłobka zakończył się sukcesem i niestety na tym sukcesie musimy na razie poprzestać. Dziecko od soboty ma zielonego megagluta i gorączkę. Mama również kicha i siąka. A Babcia błagała, żeby nie posyłać Dziecka do żłobka, bo będzie chorować. I wykrakała ;)

My tymczasem nie pękamy. Gorączka powyżej 38 stopni jest zbijana nurofenem, gluta usuwamy chusteczkami, może nawet jako bonus Dziecko nauczy się smarkać i, jak tylko choróbsko przejdzie, wracamy na adapację.

Ahoj!

2 komentarze:

  1. U nas rok temu były dwa tygodnie wrzasków i wymiotów. A teraz przyjaciele i opowieści, co to było w przedszkolu. A ja odżyłam:)
    Spróbujcie przetrzymać.
    Pozdrowienia z Marysina Wawerskiego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Maszko, co tam próbować, ja WIEM, że przetrzymamy. Dziecko oprócz tego, że co 10 minut strzela żółtymi gilami i wygląda przy tym jak mors, jest w doskonałej kondycji i roznosi dom. Nie mogę się już doczekać na powrót do adaptacji i zaprowadziłabym go choćby jutro, ale rozsądek mi nie pozwala. Kazali nie przyprowadzać do żłobka chorych dzieci, to nie przyprowadzam i liczę na to, że inni zrobią tak samo. A kysz gilu!
    Bez płaczu się nie obejdzie, ale nawet teraz staram się codziennie wychodzić i wracać, żeby się dziecko przyuczyło, że Mama jak powie, że wróci to wraca. On już, taki niby mały, a tyle rozumie :)

    OdpowiedzUsuń