piątek, 11 lutego 2011

Ja wiedziałam, że tak będzie...

Dzisiaj przyszła przesyłka. Konkretnie, to ja ją przyniosłam z poczty, tuląc miłośnie do piersi, bo wiedziałam co jest w środku. Zdjęcia nie będzie. Bo a) mam kryzys samooceny własnej tfurczości forograficznej (przez małe "tfu"), b) na razie chcę się moimi skarbami nacieszyć sama - zazdrosna jestem, a co! Dlatego w ramach dekoracji posta będzie fotka nieco obok, choć a propos :)
Paczuszka przybyła od Edyty z blogu My hoyas i zawierała sadzonki hojek. Pisałam niedawno, trochę żartem, że Edyta realizuje moje pasje i się doigrałam, dostałam kilka maluszków do hodowania i zaczyna mnie brać ;). Podejrzewałam, że tak będzie i dotychczas udawało mi się skutecznie opierać pokusom, ale teraz czuję, że mój opór słabnie... Kiedy poczyłam pod palcami liście hoi australis keysii... Jeśli ktoś lubi kotki, te piękne inaczej, to doznanie to można porównać do głaskania sfinksa. Z kolei hoja thomsonii ma nadspodziewanie mięsiste, niemal sukulentowe liście. I te dołeczki w crinkle 8... Lacunosa na moje specjalne życzenie (dzięki, dzięki, dzięki!). W tych roślinach naprawdę można się zakochać. Oczywiście, jeśli ktoś ma skłonność do zieleniny :) A ja właśnie mam. Od zarania dziejów coś tam sobie zielonego hodowałam. Z koleżanką z bloku wypuszczałyśmy się na osiedle na połów odnóżek. Hoję miałam z sąsiedniego bloku, najzwyklejszą pod słońcem, carnosę. Jakiś czas później przeczytałam gdzieś, że w Trójmieście (chyba) mieszka kobieta, która ma ze trzysta gatunków hoi. O, la, la, pomyślałam - trzysta, to jest coś! Ale tak jak  nie potrafię ograniczać się do jednego rodzaju muzyki, czy jednego stylu w sztuce, tak nie potrafiłam w roślinach ograniczyć się do hoi. Chyba zmieniam zdanie. One, skórkowane, potrafią być tak różne, że chyba mogą zaspokoić najbardzieć wyrafinowane gusta. Kłopot w tym, że trzeba się będzie rozstać z niektórymi obecnymi lokatorami. Na przykład z tym maluchem :(


Dlaczego?! Dlaczego nie mam willi??? Albo chociaż większego mieszkania :)))

Dobranoc i udanego początku weekendu życzę
M.

3 komentarze:

  1. Normalnie wzruszyłam się tym postem... Cieszę się Madziu razem z Tobą .

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się wzruszyłam :) Teraz kombinuję gdzie umiejscowić dżunglę. Chyba padnie na pokój Dziecka, bo najmniejszy, ze stosunkowo największym oknem, łatwo będzie nawilżyć, dziecku to dobrze zrobi i właściwie tylko w nim śpi, więc nie narozrabia :))) Więc w małym pokoju będzie kolekcja hoi + dziecko na przyczepkę, a resztę się na początek przegrupuje, a potem Allegro lub "oddam w dobre ręce". A jak u Ciebie? Tylko hoje, czy czasem się na coś złamiesz? Widziałam, że wyprzedawałaś storczyki. Wszystkie, czy coś sobie zostawiłaś ;)? Ja niestety jestem straszną zbieraczką. Nie wyrzucę sznurka, drucika, śrubki, bo wszystko może się przydać. Przekwitniętego cyklamena też nie wyrzucam, bo przecież odpowiednio potraktowany zakwitnie ponownie, i tak już mieszka u mnie dwa lata, kwitnąc, a jakże :). Znaleziona na chodniku odnóżka trzykrotki też ma już dobre pół metra średnicy. przygarniam każdą zieloną sierotę...

    OdpowiedzUsuń
  3. No to witaj w klubie:-)Ja też zbieraczka z natury.Jeżeli chodzi o zieleninę to mam głównie hoje i na ich punkcie największego bzika,kilkanaście odmian kohlerii i achimenesów,trochę fiołków i storczyków ale dostaję głupawki bo w głowie już mam wyprowadzkę do oranżerii no i miejsce się zwolni na parapetach... Wyprzedawałam storczyki bo mi się opatrzyły ale jakoś łyso mi było i na ich miejsce kupiłam inne.Poza tym idzie wiosna a ja mam też ogród i słabość do storczyków gruntowych.Magda to jest nałóg, słowo daję, nałóg przez duże N.A miało być tak pięknie, miałam zbierać grosiwo na wczasy i aparat fotograficzny haah marzenia...

    OdpowiedzUsuń