poniedziałek, 18 października 2010

Trafieni, zatopieni :(

Kiedy urodził się Bachorek, i trzeba było rozpocząć przygodę z opieką zdrowotną, pojawiła się także kwestia szczepień. Obowiązkowe, to obowiązkowe - nie dyskutuję, ale co z pozostałymi? Pani w przychodni, spytała mnie uprzejmie, czy interesuje mnie coś poza standardem. Wierzę nauce, ale bez przesady, nie zamierzam pakować w dziecko wszystkich odkryć współczesnej wakcynologii. Co tu robić? Pani musiała wyczytać na mojej twarzy niezdecydowanie, bo podrzuciła koło ratunkowe: "Będzie Pani wysyłała dziecko do żłobka?" Uff! POLAM i wszystko jasne! "Tak!". "To Pani weźmie rotawirusa i pneumokoki." "A te meningokoki?" "To potem, potem." Dalsza rozmowa dotyczyła schematu szczepień i kosztów. Po rozmowie z pewną lekarką pediatrą, finansowo niezainteresowaną polecaniem mi czegokolwiek, dołączyłam do listy ospę wietrzną.
Minęły prawie dwa lata, pewnie ze dwa tysie (wolę nie liczyć, chociaż rachunki mam) i co ja na to dziś?
Dziś moje dziecko kaszle i smarka, ale: płuca ma czyste i silne jak miechy (pneumokoki - gdyby ktoś pytał), uszka zdrowiutkie, nie tak jak niektóre inne dzieci adaptujące się z nim do żłobka (meningokoki - gdyby ktoś...), od czwartku w żłobku kilkoro dzieci odpadło na rotawirusa - ale nie mój Mały Bohater. O nie, nie!
Nie. Mój Mały Bohater odporny na Bardzo Groźne Infekcje, ale nieodporny na Zwykłe, przywlókł rotawirusa do domu i załatwił nas na cacy. Rodzina od piątkowego poranka leży plackiem, bo trafiło mu błędnik i przy każdej zmianie pozycji ma mdłości, ja w sobotę miałam prawie 39 stopni, totalne osłabienie i nie powiem, pawia też rzuciłam. Wygląda na to, że szczepienia zadziałały. Po "fantastycznym" weekendzie, podczas którego oboje fizycznie niemal nie byliśmy w stanie zająć się dzieckiem, na obiad zjedliśmy zasmażane buraczki i gotowane kartofle, bo tylko to daliśmy radę upichcić (A tam, daliśmy! Rodzina dała. Ja właściwie właśnie miałam kryzys choroby i dawałam radę ustać na nogach nie dłużej niż pół minuty. Chociaż nie powiem, jak Rodzina osłabła po obraniu kartofli, to ja posoliłam wodę i włączyłam gaz.) Sama zaczęłam się zastanawiać, czy się nie zaszczepić przeciw grypie...

No szczepić się, czy się nie szczepić ;) Jak Państwo sądzą???

11 komentarzy:

  1. Nie jestem ekspertem to i nie wiem czy warto moją odpowiedź brać w ogóle pod uwagę aleeee ja jestem przeciwniczką . Sorry ! . Nie będę maltretowała dzieci szczepionkami których jest mnóstwo i na wszystko dosłownie .To co obowiązkowe i darmowe - w porządku. Wirusy , bakterie były , są i będą . Najważniejsza sprawa - wzmocnić dziecku odporność ! I najlepiej naturalnie ,miąższ aloesowy do picia , naturalne owocowo-warzywne soki itd itp . Owszem , jako rodzice boimy się o swoje pociechy , chcemy dla nich jak najlepiej i bardzo łatwo jest nas przekonać do szczepień płatnych lub jak kto woli naciągnąć na szczepienia płatne ... Niestety . Oddalibyśmy ostatni grosz , aby nasze skarby były zdrowe , a firmy farmaceutyczne bogacą się w tempie ekspresowym i wymyślają wciąż nowe szczepionki.Osobiście , pracuję w banku , jako że jestem wyjątkowo narażona na grypę (kontakt z ludźmi )nasza firma sponsoruje nam coroczne szczepienia .Szczepiłam się przez 6 lat i co ? i nic ,ok tygodnia po szczepieniu zawsze byłam chora , później jeszcze ze 2-3 razy w roku ... Od 2 lat nie szczepię się , bo nie widzę sensu i ... praktycznie nie choruję . Raz na rok jak złapię przeziębienie to jest wszystko . W co wierzyć w dzisiejszym zakłamanym świecie ? Oto jest pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Celny punkt, Edyto! W co wierzyć? W coś trzeba. Po prostu trzeba w coś wierzyć. Rozumiem Twój punkt widzenia i akceptuję w całej rozciągłości. Ja zdecydowałam się podać Bachorkowi te kilka wybranych szczepionek, ale na tym kończymy. Dalej musi poradzić sobie sam i masz świętą rację, że wzmacnianie odporności, to jest to, w co warto inwestować bardziej niż w koncerny farmaceutyczne. Zwłaszcza, że przy okazji zwykle takie wzmacnianie odporności jest całkiem smaczne ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Będą emocje ;) ja szczepiłam - na rota (bardzo pomogło w szpitalu!) i pneumokoki. To są normalne standardowe szczepienia w innych krajach! Na ospę wietrzną zaszczepiliśmy dlatego, gdyż dostaliśmy te szczepionki za darmo (gmina fundowała). :) I nie uważam tych pieniędzy za zmarnowane. Ale temat jest drażliwy i generalnie wolę go nie tykać. Nie przepadam za dyskusjami ze sfery matek - pieluchy, chusty, szczepienia itp. itd. Bo zawsze, ale to zawsze czyjaś racja musi być najmojsza :D ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  4. He, he, właśnie tak! Zawsze któraś musi być najmojsza. Ale w kwestiach dotyczących dzieci, to rodzic(e) ostatecznie decydują i albo sami są najmądrzejsi, albo się radzą. Tak, czy tak, odpowiedzialność jest ogromna, ale co zrobić. Moje pytanie dotyczyło bardziej szczepienia się i było czysto retoryczne. Przemawiają do mnie informacje, że wirus grypy mutuje szybciej niż koncerny farmaceutyczne wypuszczają nowe szczepionki, mam ten komfort, że kiedy jestem chora, to idę na zwolnienie i choruję. Grypa jest chorobą uciążliwą, ale nie śmiertelną, jeśli jest leczona, ufam więc, że jeśli zachowuję się rozsądnie, to groźne powikłania mnie ominą. Jedyne szczepionki, które rozważam, to WZW, jeśli będę planowała zabieg operacyjny i różyczka, jeśli będę planowała kolejną ciążę. Grypke sobie podaruję ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja przechodziłam różyczkę. WZW cały czas rozważam, tylko teraz mnie nie stać. Jeszcze przeciwko kleszczom, bo ja bardzo dużo spędzam latem w terenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, z kleszczami, to coś jest na rzeczy. Na śmierć zapomniałam o kleszczach :). Bywam na Mazurach w okolicy, o której wiem, że tamtejsze kleszcze mogą być śmiertelnie niebezpieczne. (Ktoś z niedalekiej rodziny zmarł na boreliozę.) Ale z tego co wiem, to szczepienie jest przeciwko odkleszczowemu zapaleniu opon mózgowych, więc przed boreliozą nie zabezpieczy :( Sama parę tych kleszczy miałam, przy jednym, którego zauważyłam dopiero po dwóch dniach (drań ukrył się pod kolanem) spanikowałam i poleciałam do lekarza, który zapisał mi antybiotyk. Strach się bać ;) Na pewno warto rozważyć szczepienie, jeśli spędza się w lesie dużo czasu (leśnicy, itp), albo mieszka w pobliżu stanowisk zamieszkanych przez kleszcze.
    Pracuję na wyższej uczelni, i podczas szkolenia BHP oprócz tego, jak uruchomić gaśnicę, dowiedziałam się, że jedyna występująca u nas w firmie choroba zawodowa, to borelioza na Wydziale Biologii :-|
    A z drugiej mańki, kolega z równoległej klasy z podstawówki, lekarz, zmarł przed trzydziestką na WZW. Było to jakiś czas temu, szczepienia nie były tak popularne. Po prostu dramat i straszna ironia losu :( I bądź tu człowieku mądry...
    Chyba trzeba po prostu zważyć prawdopodobieństwo zakażenia i zdecydować, czy jest wystarczająco wysokie by inwestować w szczepienie i narazić się na ewentualne powikłania poszczepienne. Ot co!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na WZW typu C, czyli to śmiertelne i tak się niestety nie zaszczepisz. :(
    Ciekawe co tam porabiasz na uczelni, bo ja też pracuję w takiej instytucji :D

    pozdrówka
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  8. Uczę nauczycieli akademickich uczyć przez internet. Bardzo ciekawa praca :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahahaha, ja prowadzę ze studentami zajęcia z projektowania serwisów internetowych! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no, nic już nie pytam, bo jeszcze się okaże, że ta sama uczelnia ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu, coś mi mówi, że nie :)))

    OdpowiedzUsuń