czwartek, 7 października 2010

Ten dzień

Dzisiaj jest ten dzień, kiedy muszę sobie ponarzekać. Od trzech dni znowu kisnę w domu z chorym Bachorkiem, zamiast adaptować go do żłobka i latać do pracy. W piątek wróciłam do pracy po wychowawczym, w poniedziałek brałam już L-4 na opiekę nad dzieckiem, a dzisiaj się jeszcze dowiedziałam, że muszę wypełnić i złożyć jeszcze jakiś kwit do ZUS, bo samo zwolnienie nie wystarczy. Ja w sumie nieźle znoszę biurokrację i pewnie bym to wszystko skwitowała wzruszeniem ramion, ale po 1,5 roku w domu z dzieckiem, a) tak się przyzwyczaiłam do nie dostawania pensji, że załatwianie durnych formalności, żeby dostać jakiś zasiłek pielęgnacyjny, wydaje mi się nie warte zachodu, b) naprawdę wolałabym przejść etap wyżej i już z nim nie siedzieć, a nie mogę. Jestem skazana na zajmowanie się dzieckiem. Znikąd pomocy. To znaczy, nikt mnie nie zmuszał do urlopu wychowawczego, to był mój wybór i nie żałuję, ale przyszedł moment, kiedy oprócz mamy w domu przyda się też malcowi kontakt z innymi dziećmi (stąd pomysł ze żłobkiem), i wkurza mnie, że choróbska nie pozwalają procedować z tak misternie ułożonym planem. Ręce opadają. Stoję, kurde, rozkrokiem między wychowawczym, który podobno się skończył, a pracą, o której prawie zapomniałam i już do niej teoretycznie chodzę. Nie tak miało być. Powrót do pracy jest stresem, rozstanie z dzieckiem jest stresem, miałam to już mieć za sobą i kicha. Nie dość, że znowu wszystko przede mną, to jeszcze nie wiadomo kiedy. Nie lubię, jak mi się tak plany komplikują. I wkurza mnie, że jako kierownik projektu Bachorek muszę się z tym bujać. Niestety. Bleeeeeee!
Do tego jeszcze mam pryszcze. Pieprzę takie na ramię broń!

Dobranoc! Idę spać. Może przez noc spłyną na mnie jakieś pokłady cierpliwości i dobrego humoru, dzięki którym wytrzymam jeszcze kolejne dni z dzieckiem chodzącym z nudów po ścianach.

PS. Glutonie kochany wyzdrowiej szybciutko, żebyś mógł pójść w poniedziałek do żłobka zdrowy. Ale jak nie wyzdrowiejesz, to mama nie będzie Cię tam pchała na siłę, w końcu o Twoje dobro chodzi, a nie o mamy wygodę. Wiem, że Ci się w żłobku podoba. Nie beczysz, przez kilka dni nauczyłeś się pić z kubeczka, samodzielnie jeść, siadać na nocnik, tańczyć i przestałeś płakać i bać się, kiedy jakieś dziecko do Ciebie podchodzi. Jestem z Ciebie bardzo dumna :)

3 komentarze:

  1. Post sprzed tygodnia,mam nadzieję,że dziecko grzecznie chodzi do żłobka,a mama do pracy?

    Dzięki za komentarz,może pokazałabyś to lustro z szafy,zaintrygowało mnie :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, Paulo. Bachorek, odpukać, ozdrowiał i mnie humor powrócił :).
    Nie ma sprawy, będzie post o lustrze z szafy. Musimy tylko połączonymi siłami Rodziny sporządzić sensowne zdjęcie, co nie jest proste, bo przedpokój mamy wąziutki i aparat nie ogarnia, a ja mistrzem fotografiki nie jestem ;). No i ta ściana z zaciekiem... Serdeczne dzięki, Pani Sąsiadko :D
    Dzięki Paulo za komentarz. Czuję się pozytywnie zmotywowana do działania. To miłe uczucie :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Działaj,działaj a ja biegnę przeczytać wczorajszy post :)

    OdpowiedzUsuń