niedziela, 5 sierpnia 2012

Mistrz akrobacji

Wczoraj szanowny Małżonek udał się wieczorową porą na jubileuszowe przyjęcie do kolegi ze szkoły. Jubileusz był okrągły, a bankiet w lokalu gastronomicznym, więc udał się taksówką i, na wszelki wypadek bez portfela, bo wiadomo, pilnować trzeba, a jak się zapodzieje - kłopot. Ja z Dziecięciem w ramach dobranocki zaliczyłam po raz kolejny "Scooby-Doo i mumię", a kiedy zasnął przeflancowałam go do łóżka i z ogromną radością odkryłam na TV Polonia pierwszą część "Mistrza i Małgorzaty" w doskonałej telewizyjnej adaptacji Macieja Wojtyszki z Gustawem Holoubkiem w roli Wolanda i plejadą fantastycznych aktorów w pozostałych rolach. Pamiętam ten spektakl jeszcze z czasów młodzieńczych i z przyjemnością wzięłam się za oglądanie w sypialni, licząc się z ewentualnością, że mimo najszczerszych chęci dotrwania do końca, sen mnie jednak zmorzy.
Jak już wspominałam, mój kot został kotem wychodzącym i sporą część nocy (a ostatnio także dnia) spędza poza domem. Czuje się już na tyle pewnie, że ja też się nie stresuję i kiedy udaję się spać na piętro zasuwam rolety i zamykam drzwi tarasowe. Przed snem schodzę na dół i sprawdzam, czy aby futrzak nie zameldował się z powrotem.
Tak też było wczoraj. Mniej więcej w połowie "Mistrza" usłyszałam na dole jakiś hałas. Przez moment myślałam, że to Małżonek wraca, ale nie nastąpiły dalsze czynności, czyli zapalanie światła, odkładanie kluczy na kredens, itp., więc uznałam, że to jednak kot. Zlazłam na dół, rzut oka pod roletę - kota brak. Za drzwiami tarasowymi jednak ewidentnie coś się działo. Po chwili wahania otworzyłam je i oczom moim ukazał się Małżonek gramolący się na aluminiową drabinkę. Nie musiałam zadawać żadnych pytań, by dojść, że próbuje dostać się do domu, jednak zafrapowało mnie, jak zamierzał tego dokonać za pomocą drabinki. Przystąpiłam do przesłuchania:
"Co robisz z tą drabinką?" "Próbuję dostać się do domu." "A nie mogłeś zadzwonić?" "Dzwoniłem trzy razy." "A telefonu nie wziąłeś?" "No, telefonem dzwoniłem. Ryczał w środku. Słyszałem." "Ale dlaczego nie zadzwoniłeś do drzwi?" "Bo nie chciałem cię obudzić." Teraz wiedziałam już wszystko! W krzyżowym ogniu pytań przesłuchiwany zeznał, że za pomocą drabinki zamierzał zapukać w okno balkonowe na piętrze. Ponieważ wyjaśnienie to pozostawało w rażącej sprzeczności z wcześniejszym, chichocząc wróciłam do oglądania "Mistrza" akurat żeby zobaczyć Jerzego Bończaka w roli Lichodiejewa wyekspediowanego przez Wolanda na Krym :)

Osoby zaniepokojone stanem zdrowia i/lub umysłu mojego Małżonka uspokajam, że zapukanie w okno balkonowe na pierwszym piętrze z półtorametrowej drabinki jest u nas czynnością prostą i stosunkowo bezpieczną, gdyż... nie posiadamy balkonu. Wystarczy tylko przedrzeć się przez winorośl i... voilà!


Udanej niedzieli życzę! Może przy ciekawej lekturze lub odgrzanym, starym spektakl? Ja rozmarzyłam się na wspomnienie trójkowego Teatrzyku Zielone Oko. Wyszło to na jakichś płytach, albo co?

P.S. Przy okazji serdecznie witam kolejne duszyczki na liście obserwatorów :)))

5 komentarzy:

  1. Takie nagłe zapukanie w okno może wywołać zawał ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było szansy na "nagłe zapukanie". Operacja przystawiania drabiny była zbyt głośna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, mężczyźni są czasem bardziej ambitni niż logiczni ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. co do kota wychodzącego - też mam taki egzemplarz. ale z uwagi na okolicznośći mieszkania w mieszkaniu, tylko ruch w dół jest bezobsługowy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli albo mieszkasz na niskim piętrze, albo... masz lotokota ;) No, chyba że futrzak z tych, co wieją drzwiami :)

    OdpowiedzUsuń