wtorek, 20 marca 2012

Podróży w czasie ciąg dalszy

Wywołana do odpowiedzi przez Anię (patrz komentarz do poprzedniego posta) stawiam się i niniejszym zapodaję posta. Zapisałam się mianowicie na angielski. Niby umiem, ale ani kwitów na to nie mam, ani też w razie potrzeby nie wypowiadam się wystarczająco płynnie i bezbłędnie. Słowem - postanowiłam  odświeżyć gramatykę. Mam to szczęście, że za ścianą mam Dział Językowy i za oficjalną zgodą wszystkich świętych zaczęłam chodzić na lektorat ze studentami.
Matko! Ale jazda. Moi koledzy z zajęć mogliby być moimi dziećmi! No po prostu kosmos! W Polsce. Bo już w USA nikogo by to nie dziwiło, że ktoś ma cztery dychy na karku i do szkoły poszedł. To mi się podoba. U nas wszystko jakieś takie sztywne - podstawówka, gimnazjum, liceum, studia, praca, amen. No może jeszcze studia podyplomowe i niezliczona ilość szkoleń celem (wątpliwego) podniesienia kwalifikacji. Ale już żeby po liceum pojechać w podróż dookoła świata, a studia zacząć nieco później, to się w głowie nie mieści, bo przecież traci się swoje miejsce w wyścigu szczurów. W Stanach nikogo nie dziwi, że ktoś zaczyna studiować prawo, czy medycynę odchowawszy dzieci. U nas nie do pomyślenia. DLACZEGO???!!!
A ja dopiero teraz chciałabym pouczyć się matematyki, fizyki, chemii. Teraz dopiero czuję się gotowa zrozumieć to, co w szkole musiałam na siłę i na tempo pakować sobie do głowy. Tylko gdzie, jak? Chyba zaczekam na osiągnięcie trzeciego wieku, bo wtedy znowu legalnie będzie można studiować, bez posądzenia, że coś jest ze mną nie tak ;) I może wreszcie będę umiała przekształcać wzory :)))

4 komentarze:

  1. Zazdroszczę. Chemii ani matmy nie pragnę, ale na czeski lub chorwacki to bym się nawet ze studentami zapisała ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. widać, matura Ci się nie śni. nam co rusz to okazuje się we śnie, że brak jeszcze zdanego jakiegoś mezozoicznego egzaminu. co za ulga po przebudzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. He, he, a zimne poty są? Niemy krzyk więźnie w gardle i zmora dusi? Czy tak bardziej na spokojnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. e, no nie aż tak :-) szkołę to w ogóle lubiło się, tylko coś podświadomość daje lanie, nie wiedzieć czemu.

    OdpowiedzUsuń