Morning. Leje. Jedziemy do szkoły ubrani stosownie do okoliczności.
Bacho: "Mamo, a pamiętasz, jak te kalosze pachniały na początku?"
Mła: "Chyba śmierdziały?"
Bacho: "Nie, pachniały. Tak chińsko. Plastikiem."
poniedziałek, 20 czerwca 2016
czwartek, 16 czerwca 2016
Tak całkiem przypadkiem
Bacho pojechał na zieloną szkołę. Niby nic, ale...
Ic wyjechała na zieloną szkołę na całe dwa dni i jedną noc. Do Julinka. Znaczy jakieś 30 kilometrów od macierzystej szkoły. I super. Rodzice już od września ręce załamywali, że laboga, co to będzie, więc kompromis z ich fobiami został zdecydowanie osiągnięty.
W związku z nieobecnością dziecka, Tatunio natychmiast po powrocie z pracy zaproponował mi romantyczną wycieczkę do Kampinosu. A ja co? No jak, co? Głupia nie jestem i znam go nie od wczoraj. Nie o romantyzm chodziło i nie o mnie, ale o moją furę i przywiezienie szyby do malucha. Kampinos się przypadkiem zgadzał...
Mimo pewnych niedogodności wycieczka się odbyła, wujcio Gugiel zaprowadził nas, gdzie trzeba, szyba zasiliła zbiór tatuniowych artefaktów zagracających MÓJ gabinet w piwnicy, a my byliśmy litościwi i nie zrobiliśmy Bachorkowi wiochy odwiedzając go na wyjeździe.
Bo tak całkiem przypadkiem, szyba była do odebrania w następnej wsi za Julinkiem...
Ic wyjechała na zieloną szkołę na całe dwa dni i jedną noc. Do Julinka. Znaczy jakieś 30 kilometrów od macierzystej szkoły. I super. Rodzice już od września ręce załamywali, że laboga, co to będzie, więc kompromis z ich fobiami został zdecydowanie osiągnięty.
W związku z nieobecnością dziecka, Tatunio natychmiast po powrocie z pracy zaproponował mi romantyczną wycieczkę do Kampinosu. A ja co? No jak, co? Głupia nie jestem i znam go nie od wczoraj. Nie o romantyzm chodziło i nie o mnie, ale o moją furę i przywiezienie szyby do malucha. Kampinos się przypadkiem zgadzał...
Mimo pewnych niedogodności wycieczka się odbyła, wujcio Gugiel zaprowadził nas, gdzie trzeba, szyba zasiliła zbiór tatuniowych artefaktów zagracających MÓJ gabinet w piwnicy, a my byliśmy litościwi i nie zrobiliśmy Bachorkowi wiochy odwiedzając go na wyjeździe.
Bo tak całkiem przypadkiem, szyba była do odebrania w następnej wsi za Julinkiem...
poniedziałek, 6 czerwca 2016
A rano...
Przed domem. Wsiadamy do samochodu.
Bacho: Mamo, a wiesz, że w świecie niestabilnej mrówki się spałnują najtmery?
Mła: Nie. Nie widziałam.
Bacho: No, spałnują się natjmery, potem robale, a potem T-Rexy. Nie! Potem allozaury, a potem T-Rexy
I tak dalej aż do szkoły.
W połowie drogi.
Bacho: ... i on nie może znaleźć tego altara.
Mła: Chyba ołtarza.
Bacho: Dzieci się nie poprawia!
Mła: Synu, altar to ani po polsku, ani po angielsku. Weź się zdecyduj!
Bacho: To po hiszpańsku!
Dopiero w pracy sprawdziłam, że miał, skubany, przypadkiem rację...
Bacho: Mamo, a wiesz, że w świecie niestabilnej mrówki się spałnują najtmery?
Mła: Nie. Nie widziałam.
Bacho: No, spałnują się natjmery, potem robale, a potem T-Rexy. Nie! Potem allozaury, a potem T-Rexy
I tak dalej aż do szkoły.
W połowie drogi.
Bacho: ... i on nie może znaleźć tego altara.
Mła: Chyba ołtarza.
Bacho: Dzieci się nie poprawia!
Mła: Synu, altar to ani po polsku, ani po angielsku. Weź się zdecyduj!
Bacho: To po hiszpańsku!
Dopiero w pracy sprawdziłam, że miał, skubany, przypadkiem rację...
Subskrybuj:
Posty (Atom)