...albo, jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Dziwna jestem. Mąż potwierdza. Na przykład za kółkiem, uprzejma do wyrzygania. Wszystkich może nie wpuszczam i chamstwa nie cierpię, ale jeżdżę z empatią. Wiele współczucia mam dla pieszych, zwłaszcza w deszczowe dni - co mnie ostatnio kosztowało łatanie samochodu z OC pani nie mającej podobnych skłonności - i autobusów włączających się do ruchu. Obiektami mojej szczególnej atencji są rowerzyści, którzy zsiadają z rowerów, by przejść przez przejście dla pieszych. Jak oni się fatygują, to naprawdę wypada to docenić, zwłaszcza, że zatrzymanie samochodu przed przejściem, to żaden wysiłek, a zsiadanie i wsiadanie na rower owszem. I właśnie ostatnio zdarzyło mi się mijać przy przejściu przepisowego rowerzystę. Mijać, bo chłopak nadjeżdżał do przejścia z mojej lewej strony i z przeciwka jechał samochód, który nie zamierzał się zatrzymać. Przejechałam i z ciekawości zerknęłam w lusterko, co zrobi kierowca jadący za mną. Nie zatrzymał się. Widać się spieszył. Na dachu miał dwa rowery... *
* Żeby nie popadać w ponure myśli, przyjmijmy, że panu/pani przydarzyła się chwila nieuwagi - zamyślił, się, zagapił, mnie też się czasem zdarza - a cykliści wszystkich krajów są dla siebie życzliwi niezależnie od tego, czym akurat jadą :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I tu się zgadzam, wszytko zależy od punktu siedzenia...
OdpowiedzUsuńZdarzyło mi wcale nie tak dawno zostać zbesztaną przez pewnego pana-kierowcę... wiesz za co? Za zatrzymanie się przed pasami w celu przepuszczenia człowieka, który chciał przejść na drugą stronę. Zwyczajowo jestem dość grzeczną osobą ale w tym przypadku pan-kierowca trochę się zdziwił i lekko "spokorniał". Wiesz, chyba dochodzę do wniosku, że nie zawsze można mówić ładnymi słowami, czasem należy użyć "łaciny", ona dociera do co oporniejszych.