wtorek, 17 kwietnia 2012

Widziałam "Olbrzyma"

Niestety nie tego z Jamesem Deanem... Innego, ukrytego we wnętrzu góry Włodarz. Pewnie każdemu obiły się o uszy wzmianki o tajemniczych obiektach budowanych przez hitlerowców w Górach Sowich i o pasjonatach poszukujących tam wrażeń, ukrytych skarbów, rozwiązania zagadki, po co powstawały te podziemne miasta.
Wykładu nie będzie. Nieoceniony internet jest pełen informacji, spekulacji i zmyśleń na temat projektu Riese i po pobieżnym ich przejrzeniu widzę, że przeważa w nich ton sensacji, albo w najlepszym razie chłodnej, pozbawionej emocji relacji na tematy inżynieryjne. Nie ma w nich, lub nie wysuwają się na pierwszy plan kwestie kosztów, jakie zapłacono za powstanie Riese. I nie mam tu na myśli wydatków na setki ton cementu...
Zwiedzanie kompleksu Włodarz/Wolfsberg rozpoczyna się od wejścia numer 3. Wykutymi w skale korytarzami wchodzi się do wnętrza góry o tej samej nazwie. Korytarze mają mniej więcej 3 metry szerokości i 2,5 metra wysokości, ciągną się setkami metrów, tworzą siatkę przecinając się pod kątem 90 stopni. Oprócz korytarzy w kompleksie znajdują się komory, które powstawały dzięki wysadzaniu stropów między korytarzami wydrążonymi na różnych poziomach. Wielbiciele jaskiń odnajdą tu znajome klimaty: ciemno, zimno, mokro, błoto, nietoperze. Na szczęście trudno się zgubić, bo jednak jest to budowla inżynieryjna, a nie twór natury. Skała, z której ukształtowane są góry Sowie, to gnejs - jedna z najtwardszych skał. Drążenie w skale nie było łatwe. Korytarze powstawały poprzez wiercenie w skale otworów o głębokości 2 metrów i odstrzeliwanie skał ładunkami wybuchowymi wkładanymi do otworów. Następnie uwolnione przez eksplozję skały były ładowane na wagoniki i wywożone ze sztolni. Budowla powstawała w czasie wojny, więc nie jest zaskakujące, że nie pracowali przy niej pracownicy najemni. Był to obiekt militarny i tajny, więc zatrudnienie do niewolniczej pracy więźniów było oczywistym wyborem. Zwłaszcza, że droga do pracy w Riese była droga w jedną stronę. Nikt, kto tu przyjechał do niewolniczej pracy, nie wrócił do domu. Rozwiązanie bezduszne, ale to jeszcze nie jest najgorsze. Niewolnicy przywiezieni do Włodarza nie opuszczali żywi wnętrza góry, przodek, przy którym pracowali stawał się ich... Jak to napisać? Domem? Miejscem życia? Wegetacji? Kaźni. To chyba to słowo. Przyjeżdżali z Gross-Rosen. Kupieni za dwie marki sztuka. Ważyli po 30-40 kilogramów. Wiertnica, którą pracowali ważyła tyle samo, więc jedno narzędzie obsługiwali dwaj więźniowie. Wagoniki z kruszywem ważyły nawet po dwie tony, a zatrzymywały je dwudziestokilogramowe dzieci rzucając przed nie drewniane belki lub hamując nogami. Jeśli się udało, bo jak się wagonik wykoleił... Racje żywnościowe nie różniły się znacznie od obozowych...  Temperatura w sztolniach - 4 stopnie... Jak długo mogli tam wytrzymać?
Ciała zmarłych więźniów palono w przewoźnym krematorium, które przyjeżdżało do poszczególnych obiektów Riese. Albo wywożono do kruszalni ze skałami. Tłuczeń dodawano do betonu. W okolicy nie ma cmentarzy... Myślałam, że mordowanie ludzi w obozach koncentracyjnych było okrutne. A potem zwiedziłam Włodarz...
Na wieść o zbliżaniu się armii radzieckiej jeszcze żywych pracowników zamordowano. Zginęli też niżsi stopniem nadzorujący ich niemieccy żołnierze. Pozacierano wszystkie ślady. Pozostała tajemnica.
A dla mnie groza...
Wybaczcie. Nie chcę epatować potwornościami. Piszę to dlatego, że w głowie mi się nie mieści  okrucieństwo na taką skalę i mam nadzieję, że nigdy już się nie powtórzy. Amen.

 Jedna trzecia korytarzy obiektu Włodarz zalana jest wodą. Można je zwiedzać pływając łódkami.

7 komentarzy:

  1. Smutne, przerażające.
    To zdjęcie też powoduje u mnie gęsią skórkę.
    Brrr... Mam klautsrofobię, więc nie popłynęłabym taką łódką - TAKIM korytarzem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba budzić w ludziach potrzebę świadomości historii. Bez wiedzy o przeszłości teraźniejszość nie jest prawdziwa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Edytko, a myśmy popłynęli w komplecie, z Bachorkiem. Najpierw się bał i niosłam go na rękach gotowa w każdej chwili opuścić kopalnię, ale wierzyłam, że przy mnie poczuje się bezpieczny. Nie pomyliłam się. W połowie zwiedzania zażyczył iść z tatusiem, ubłocił jak nieboskie stworzenie, a potem razem z tatusiem próbował bujać łódką, przyprawiając mnie o stan przedzawałowy, gdyż nie posiadłam umiejętności pływania :(
    Renko, pewnie tak, ale jak wytłumaczyć to wszystko, o czym opowiadał przewodnik, trzylatkowi? I po co? Może kiedyś, ale wtedy też nie będę umiała powiedzieć, dlaczego tak się działo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój trzylatek pewnie też nie rozumiałby co to jest za miejsce... i jak to możliwe, że człowiek człowiekowi może coś takiego zrobić... Ostatnio czytałam "Matkę wszystkich lalek" M. Szwaji i bardzo przeżywałam historię jednej z bohaterek, a potem już tylko mocniej przytulałam swoje dzieci... Oby nigdy i nigdzie nie przytrafiały się już tego typu historie!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. To jeszcze trzeba Osówkę zobaczyć do kompletu, a przy okazji można wpaść do Świdnicy :)

    OdpowiedzUsuń