No tak. Człowiek sobie nieco odpuścił, bloga niecnie porzucił, postów nie pisze, maili nie czyta - słowem skandal! A w Miałkotku co? Grono obserwatorów się powiększyło. Znak, że a) najwyraźniej blog może żyć, nawet jeśli jego twórca zejdzie, co mnie na szczęście nie dotyczy ;) b) skoro tak się dzieje, to wypada chyba się poudzielać
Niniejszym witam więc serdecznie po przerwie moich starych znajomych - dzięki, że czekaliście! Jestem na bieżąco z Waszymi blogami, przynajmniej te zaległości już przegoniłam. Nie znoszę skrzynki zasypanej mailami, na przykład po urlopie, ale kiedy zobaczyłam w czytniku 600 zaległych postów, to miałam stan przedzawałowy. Po opanowaniu traumy zdecydowałam się na rozstanie z kilkunastoma blogami. Uspokajam, nie było wśród nich blogów o roślinach, czytelniczych, kocich, blogów Rodaków zamieszkujących Skandynawię lub Wyspy Brytyjskie, ani żadnych blogów Matek, tudzież Rzeźbiarek :))). Twarde jądro zostaje!
Tradycyjnie, chlebem i solą, witam nowych obserwatorów, jeszcze nieznajomych - zapraszam do zaglądania, niech życie pokaże, czy warto się tu było zatrzymać :)
Wybaczcie, że daruję sobie streszczenie ostatnich prawie 3 miesięcy. To byłby baaaardzo długi post...
A u nas z nowości - bal był w przedszkolu. Tym razem się udało. Jeśli pamiętacie, w zeszłym roku Dziecię się pochorowało i nici wyszły z przebieranek. Tym razem, a jakże, Dziecię też się pochorowało, ale ozdrowiało przed balem i wystąpiło. Bal odbywał się "Pod gwiaździstym niebem" i Syncio postanowił zostać Piratem Wrednobrodym z kreskówki o Samsamie. Delikatne próby naprowadzenia, że może jednak chciałby być jakimś Kosmicznym Bohaterem (zeszłoroczną koncepcję i nabyte półprodukty jakoś dałoby się wykorzystać) stanowczo odrzucił. Nie pozostało mi nic innego, tylko wystrugać mu tego pirata. Na dwa dni przed balem koncepcja się zmieniła i Bachorek jednak zapragnął być Flejkiem. Na szczęście następnego dnia pierwsze słowa po przebudzeniu brzmiały: "Ja nie chcę być Flejkiem!". I chwała Bogu! Bo kostiumu Flejka już bym się nie podjęła zrobić. Koncepcja była, materiały dało się nabyć na bazarku, po powrocie do domu przystąpiłam do realizacji. To znaczy przystąpiłabym, gdyby Dziecko chciało współpracować. Chciało umiarkowanie, więc musiałam zaczekać na Wsparcie. Wsparcie przybyło niespiesznie chyba o wpół do siódmej. Mnie udało się do tego czasu wyciąć z filcu dwie z trzech części kapelusza i pokłócić się z Dzieckiem, czy może, czy nie może, mazać po filcu długopisem, i jeśli tak, to ewentualnie po którym, oraz z grubsza przymierzyć do niego kapelusz zszyty zszywaczem, żeby stwierdzić, że jeśli ma nam wyjść kapelusz pirata, a nie turecki fez, to trzeba wszyć dodatkowy pasek w środku. A potem było już tylko gorzej. Czas płynął, zegary biły kolejne połówki godzin, Dziecko nieco mniej przeszkadzało, ale za to jakoś nie chciało się samo uśpić. A Wsparcie zagrzewało mnie do działania komentarzami w stylu: "Dopiero jedną część zszyłaś?", "Co tak gęsto to szyjesz? Jakbyś szyła rzadziej, to by było szybciej", "Nigdy tego nie skończysz", "Nie rozumiem, dlaczego nie zaczęłaś tego szyć wcześniej. Szyłabyś codziennie po godzinie..." itepe. Kochanie, wyjaśniam, może Tatusiowie planują i szyją przez kilka dni po godzinie, natomiast wszystkie znane mi Mamy, szyjące dzieciom własnoręcznie stroje na bale przebierańców, robią to nocą przed balem :))) Ja działalność zakończyłam o 23.30. Powstał kapelusz, klapka na oko, broda zintegrowana z nosem ustami i ząbkami. Na dzień następny pozostało mocowanie klapki, doszycie gumki do brody i płaszcz Wrednobrodego. Rano obudziłam Bachorka i zaczęłam przymierzać. Klapkę chciałam przyszyć do kapelusza, ale Dziecko, jak to zobaczyło, tylko się rozdarło, że "nie tak mi to chodziło!!!!!!" (po naszemu "Nie o to mi chodziło!"), więc przyszyłam gumkę także do klapki. Przy mierzeniu płaszcza Dzieciak tak się miotał, że źle zmierzyłam rękawy i jeden wyszedł za krótki. Tak, to nie kwestia nieumiejętnie zrobionego zdjęcia, lewy rękaw jest o dobre 10 centymetrów krótszy. I jeszcze cały ten projekt zrealizowałam przy pomocy kosmetycznych nożyczek do paznokci, bo okazało się, że żadne inne domowe nożyczki nie tną bawełnianego trykotu ani filcu...
Oto efekty. Niestety bez modela. Nie chciał dwa razy wystąpić w tym samym stroju... TADAM!
Fotki oczywiście po mojemu niezaradne, ale z grubsza widać, co i jak. Do wykonania stroju użyłam: trzy arkusze A4 filcu grubości ok. 5mm (konstrukcja kapelusza, broda z przyległościami i klapka), cztery t-shirty (płaszcz, pokrycie kapelusza, nos i pokrycie klapki na oko - oczywiście z trzech ostatnich zostało sporo resztek), pół naprasowywanej łatki w kolorze musztardowym (na trupią czachę), jedwabna bluzeczka w kolorze zgaszonego różu (ust korale), gruba sznurówka (do wypełnienia ust, zamiast zastrzyków z kwasu hialuronowego), cienka gumka kapeluszowa do przyczepiania stroju do Dziecka oraz czarnego markera permanentnego do ufarbowania brody i namalowania płaszcza. Wersja ambitna obejmowała obszycie brody czarnym materiałem, takim jak na klapce oraz czułki, bo Pirat Wrednobrody miał kapelusz z czułkami, ale z wersji nieambitnej też jestem zadowolona. Oryginał można obejrzeć na tutaj. Enjoy!
I do rychłego zobaczenia, Drodzy Podczytywacze :)
PS. Jakby ktoś pytał, to wszystko było szyte ręcznie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj ponownie wśród bloggowiczów. Opowieść, jak zwykle bardzo interesująca, jak zresztą wszystkie Twoje opowieści.
OdpowiedzUsuńI zaglądaj częściej, nie raz na trzy miesiące, ok.?
Nie łapię się w żadną kategorię, czyli już mnie nie odwiedzasz. :( A buuu.
OdpowiedzUsuńLulu, ja nie wiem, czy mogę ulec takiemu dictum...
OdpowiedzUsuńAniu,
Ciebie mam w pamięci, a stamtąd łatwo się nie znika :) i może rzeczywiście zmienię trasę z jeżynowej na bardziej aktualną :)))
Meg, hehehe zwizualizowałam sobie Ciebie szyjącą te usta przy akompaniamencie "co tak gęsto szyjesz" hehehe :)) No kosmos! Rozumiem, że wiano powiększyło się o strój wrednobrodego ;))
OdpowiedzUsuńUściski!
Zu